Szary jesienny wieczór po pracy… czekam na spotkanie z Nieznajomym… było już tyle spotkań i randek. Pewnie znowu nie wypali. Ale kto wie może tym razem się uda.
Wchodzę do kawiarni… w roku siedzi On. Czy tak sobie wyobrażałam mojego przyszłego Pana? Chyba nie. Myślałam, że od pierwszego spojrzenia będzie biła od niego aura władczości i stanowczości. A kogo zobaczyłam? Chłopak, hmm… całkiem przystojny, ale zamiast władczości, poczułam z jego strony… hmm… był strasznie spięty i nieśmiały. Czy tak wygląda Pan?
Podchodzę do niego, przedstawiam się i otrzymuję… szczery i szeroki uśmiech. Z jednej strony zrobiło mi się bardzo miło i lekko, ale w wgłębi duszy zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie dobrze trafiłam.
Niestety, rozmowa zupełnie się klei. On gdzieś się spieszy i szybko kończy spotkanie. Jestem przekonana, że mu się po prostu nie spodobałam. Co? 15 minut i już koniec? A może jednak początek. Po powrocie do domu, nagle zaczynamy pisać ze sobą jak najęci… może jednak coś z tego wyjdzie?
Okazuje się że w wersji tekstowej nie jest już taki nieśmiały zaczynamy wspólnie fantazjować, rozmawiać o wspólnych potrzebach, o tym jak wyobrażamy sobie pierwsze spotkanie. Dużo mnie wypytuje o moje doświadczenie, gdzie są moje granice, jakie mam podejście do bólu, co sprawia mi przyjemność. Naprawdę czuję się zaskoczona… wreszcie ktoś pyta się o mnie… czego JA potrzebuję, co lubię. Jednocześnie, zupełnie nie słyszę tego, tak częstego zadufanego tonu, typu „kim, to ja nie jestem”… Czyżbym wreszcie trafiła?
Czuję, że powoli zaczyna mnie rozbierać. Nie mnie. Moją psychikę. Zaczyna mnie poznawać. Ja też zaczynam mu powoli ufać, na tyle, żeby go zaprosić na pierwsze spotkanie.
Przyszedł ten dzień, za chwilę się widzimy u mnie. Różne myśli kszątają się w mojej głowie. Czy on na pewno nie jest psychopatą, czy na pewno będę mogła mu zaufać, czy będę potrafiła się rozluźnić i poddać się emocją i rozkoszy?
Zaczynamy od wina i rozmowy na kanapie. Cały czas myślę o tym, jak ten nieśmiały cichy mężczyzna mną zawładnie? Rozmawiamy, właściwie to ja gadam i gadam. Tak, tak okazuję stres. Widzę, że w pewnym momencie On już naprawdę nudzi się moim gadaniem…
I w pewnym momencie… słyszę to na co czekałam od początku: „Rozbieraj się, SUKO!”.
Powiedział to cicho, niemal szeptem… ale jednocześnie z taką stanowczością, że zrobiła mi się na skórze gęsia skórka. Jestem jednocześnie zaskoczona, podniecona, wystraszona, onieśmielona… tak, te uczucia razem w jednej chwili.
Posłusznie wykonuje polecenie. Staje przed nim zupełnie naga.
– Ręce za głowę, nogi szeroko – słyszę.
Stoję przed (jeszcze) Nieznajomym, zupełnie naga. On patrzy na moje ciało. Właściwie lustruje mnie od stóp do głów. Podoba mi się to, choć moja nagość całkowicie mnie onieśmiela… spuszczam wzrok.
Wiem, że to początek czegoś wspaniałego.